Cześć,
witam Cię na swojej stronie domowej. Na wstępie dziękuję za zainteresowanie moją osobą. Skoro to czytasz to prawdopodobnie chcesz wiedzieć więcej na temat tego czy się zajmuję i jak ewentualnie mogę Ci pomóc. Jeśli jesteś lekarzem to prawdopodobnie zainteresowały Cię jakieś pokazywane przeze mnie tricki z programu który prowadzę na YouTube „Dental MacGyver”, gdzie pokazuję jak w prosty sposób radzić sobie z trudami codziennej pracy dentysty lub widziałeś/aś jakieś prezentowane przeze mnie przypadki z mojej codziennej pracy. Ciesze się bardzo i oczywiście chętnie wymienię się doświadczeniami. Jeśli jesteś pacjentem to albo znasz mnie już z gabinetu, albo również udało Ci się tu trafić słuchając oglądając nasze wideoporadniki na naszym kanale na YouTube. Super, jakkolwiek by jednak nie było w tej zakładce masz – jeśli chcesz – okazję poznać mnie od nieco innej strony, trochę bardziej prywatnej. Zapraszam Cię więc na krótki opis tego skąd wziął się Dentist Marc In – czyli ten ogolony na łyso typ w czapeczce z daszkiem, który ni w ząb, ni w oko nie wpisuje się w obraz stereotypowego dentysty.
A więc do rzeczy. Pochodzę z małej miejscowości na Opolszczyźnie, z Głubczyc, niewielkiego, 14 tysięcznego miasteczka powiatowego na południu Polski, około 15 km od granicy z Republika Czeską. Miejscowość ta idealnie wpasowuje się w tytuł piosenki jednego z moich ulubionych Polskich zespołów rockowych Big Cyc – „Na zadupiu”, a jej jedyną zaletą był (i chyba dalej jest) poniemiecki basen miejski, na którym okoliczna młodzież spędzała większą część wakacji. I dzięki Bogu za ten basen, bo przynajmniej coś tam można było robić. Ogólnie życie w takich miasteczkach rządzi się swoimi prawami, Ci którzy w takich mieszkają to wiedzą. Mi jednak taka małomiasteczkowość w wieku lat piętnastu wybitnie nie odpowiadało. Jakoś wybitnie nie leżało mi to, że proboszcz z ambony publicznie atakował kogoś kto był niegrzeczny na religii. Ogólnie proboszcz Głubczyc to legendarna postać, ale do rzeczy bo zbaczam z tematu.
Kończąc gimnazjum podjąłem decyzję że dość już mam tej głubczyckiej monotonii i muszę podjąć nowe wyzwania. Stwierdziłem więc, że postawię sobie ambitny cel i dostanę się do najlepszego liceum w naszym mieście wojewódzkim, czyli w Opolu. Niby nic wielkiego, niby to tylko liceum, ale dla zwykłego chłopaka z blokowiska w małym miasteczku, gdzie wcześniej nikt za bardzo nie próbował dostać się do szkoły średniej poza Głubczycami, było to jednak wyzwanie. Był to rok 2004 i trochę na mnie znajomi patroli jak na wariata. No debil, mówili. Do głubczyckiego liceum każdy się dostaje, a ten wymyśla. No ale zawziąłem się, uparłem jak osioł, zdałem egzaminy gimnazjalne z najwyższym na tamten czas wynikiem (93% z obu części) w historii naszego gimnazjum i cel osiągnąłem. Fakt, że byłem trzecim rocznikiem kończącym gimnazjum, zaraz po reformie edukacji, więc historia ta długa nie była no ale jednak 🙂 A no i właśnie bo o dacie urodzenia zapomniałem. Urodziłem się dokładnie w tym samym roku co powstał wspomniany wyżej zespół Big Cyc, a rok przed tym jak mój ulubiony zespół Red Hot Chili Peppers wydał płytę „Mother’s Milk”. Kto zna i kojarzy chłopaków spod znaku asterisku, ten wie, że swego czasu byli co najmniej wariatami, więc mój brak wpasowania w stereotyp lekarza, czy tam dentysty przestaje być zaskakujący.
Liceum to mi przeleciało jak z bicza strzelił, głównie za sprawa pobytu w internacie. Jezu jaki to był piękny czas. Chyba najlepszy okres w życiu. Perfekt kiedyś, w piosence „Bla, bla, bla” śpiewał „będziecie dzieci mieć za 18 lat”, to wyślijcie je do internatu. Nie no wiadomo, że tak nie śpiewał, ale właśnie takim sentymentem darzę tamten czas, że mój syn do internatu na pewno pójdzie 🙂 Jednak okres jaki spędziłem w Opolu przy ul. Osmańczyka, w Internacie Zespołu Szkół Mechanicznych był najlepszą szkołą życia jaką młody chłopak mógł dostać i szczerze chyba wyniosłem z niego więcej na przyszłość niż z prestiżowego Liceum nr II z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Marii Konopnickiej. Kilkudziesięciu chłopaków na piętrze, którym ledwo mleko spod nosa wytarto już bez nadzoru rodziców ustala własna strukturę i hierarchię społeczną, początkowo generując różne spięcia i konflikty, by po kilku latach zaprzyjaźnić się do tego stopnia, że przy rozstaniach aż łzy do oczu płynęły. Tego nie było już nigdy później. Szczerze to chyba właśnie dlatego akademik tak mnie rozczarował. Tam nie było tej magii jaką miał internat. To było jak wieczna kolonia. Niby niepełnoletni, niby pod kontrolą wychowawców z internatu, a jednak bez nadzoru rodzicielskiego, siedzieli wieczorami w pokoju tzw. „cichej nauki” i uczyli się. Życia. Tego jak smakuje wódka, co znaczy siedzenie po nocach, gdy rano mama nie obudzi do szkoły, a nikt nie przypilnuje, ze masz odrobić zadanie czy nauczyć się na sprawdzian. Nic tak nie nauczyło młodego człowieka obowiązkowości i odpowiedzialności jak pobyt w internacie. A te wspomnienia są po prostu bezcenne.
No i to jedno, jedyne, najważniejsze wspomnienie. To właśnie tam poznałem miłość swojego życia, swoją przyszłą żonę, matkę mojego dziecka i wspólniczkę w biznesie – Elę. Ten dzień pamiętam jak dziś. Maturalna klasa, 2006 rok, wtorek 2 listopada. Wróciłem ze szkoły, jak zawsze poszliśmy z kumplami na obiad i nagle słyszymy, że do internatu przyszła jakaś „nowa”. No to jak to młode chłopaki, pierwsze co to musieliśmy ją „obczaić”. I tu muszę się przyznać, że tak się skupiłem na tym obczajaniu, że już na żadną inna uwagi nie zwróciłem. Tak się złożyło, ze byłem łebski z fizyki, i każdy kto w internacie potrzebował pomocy z tegoż ulubionego przez wszystkich przedmiotu uderzał do mnie. Przyszła więc i Ela któregoś dnia. Pierwszy raz tańczyliśmy na internatowych andrzejkach, potem była moja studniówka, na która ja zaprosiłem i tak po kilku miesiącach starań poderwałem najlepszą dziewczynę w całym internacie.
Jak widzisz wtedy to ja się na łyso jeszcze nie goliłem, wtedy była faza na fryzurę ala Anthony Kiedis i chyba szczerze mówiąc to chyba właśnie na te włosy przyszłą żonę poderwałem. Zreszta po latach to aż takiego znaczenia nie ma. Co się tak naprawdę liczy to to, że jak głupi wygrałem los na loterii. Niby zdolny, ale cholernie leniwy chłopak znalazł swoją muzę. Osobę, dla której wie że warto się starać i iść do przodu. Która stanowi dla niego inspirację i motywację do wszelkich działań. Mówią, że za każdym sukces mężczyzny ( czy tam mężczyzna sukcesu, jak kto woli), stoi kobieta która go wspiera. W moim przypadku (o ile skończenie Akademii Medycznej rozpatrujemy jako sukces) jest to stuprocentowa, nieskazitelna prawda.
No właśnie, studia jako absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu skończyłem w 2013 roku. Studiowałem tam na kierunku lekarsko dentystycznym i lekarskim, aczkolwiek wbrew namowom rodziny swoja zawodową przyszłość związałem ze stomatologią. musze jednak przyznać, że okres studiów był najtrudniejszym w moim życiu i gdyby nie wsparcie najważniejszej mi osoby, nie dałbym rady. Okres ten to była dla mnie jedna wielka katorga. Jak ktoś zapyta czemu i usłyszy odpowiedź, to chyba z butów go wyrwie. Ja nienawidziłem się uczyć. Nie umiałem wkuwać na pamięć. Dostałem się na te studia tylko i wyłącznie dlatego, że system nowej w tamtym czasie matury był (nie wiem czy dalej jest) tak skonstruowany, że promował inteligencję w znaczącym stopniu ponad wkuwanie na pamięć, co mi akurat wybitnie podpasowało.
Jak szedłem do liceum, to nie miałem stricte sprecyzowane czym w życiu chcę się zajmować. Wybrałem w liceum profil biologiczno chemiczny robiąc na złość nauczycielce z matematyki z gimnazjum, która nie chciała mi dać na koniec roku szóstki z matematyki, mimo że reprezentowałem szkołę w konkursie na wysokim szczeblu. Jako, że byłem tak samo dobry z biologii, chemii i fizyki, gdzie miałem podobne osiągnięcia poszedłem na biol – chem. W klasie wszyscy mówili, że chcą być lekarzami, farmaceutami, dentystami. Nie chcąc być więc gorszym niż inni, tez się zarzekałem, że pójdę na medycynę. Zdałem więc maturę z jednym z lepszych w szkole wyników, dostałem się na medycynę z pierwszej listy i było super. No właśnie – dostałem się, ale nikt mi nie powiedział, że tam trzeba wkuwać. Pierwsze zajęcia z anatomii i 100 stron do wkucia na pamięć. Jak znasz ten dowcip, że studentowi medycyny kazali się nauczyć na pamięć książki telefonicznej, a ten tylko zapytał na kiedy… To wcale nie jest dowcip. Tam rzeczywiście tak jest. Nie ma co ściemniać. Nie byłem na to gotowy. Wpadłem w depresję. Studia rzucałem chyba ze trzy razy i gdyby nie wparcie mojej przyszłej, a teraz obecnej żony po prostu nie dałbym rady. Jakimś jednak cudem się udało iw 2013 roku zostałem pierwszym w rodzinie absolwentem Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Impreza trwała chyba z tydzień (nie licząc kawalerskiego to chyba jedna z ostatnich takich), ale później człowiek musiał spoważnieć i zmierzyć się z dorosłym życiem. w końcu od teraz nie byłem już byle kim, tylko członkiem Opolskiej Izby Lekarskiej. Przedstawicielem zawodu zaufania publicznego. To jednak zobowiązuje, nie ma tu miejsca na żarty 🙂 No może czasem jednak jest…
Zostałem więc pełnoprawnym lekarzem stomatologiem, entuzjastą endodoncji mikroskopowej, leczenia protetycznego prowadzonego w powiększeniu, implantologii stomatologicznej oraz stomatologii laserowej. Dzięki temu prowadzone przeze mnie leczenie stomatologiczne wykonywane jest w najdokładniejszy z możliwych sposobów, a zastosowanie tylko najlepszych i najnowocześniejszych materiałów pozwala uzyskać mi najpewniejsze i najbardziej przewidywalne efekty leczenia. W swojej pracy staram się nie unikać trudnych przypadków niw razie potrzeby próbuje zmierzyć się nawet z tymi najgorzej rokującymi, dzięki czemu przez dobrych kilka lat pracy nabyłem doświadczeń pozwalających mi zawalczyć nawet o najgorzej rokujące zęby.
Praktykę zawodową zdobywałem w najlepszych gabinetach regionu, by uzyskaną wiedzę i doświadczenie wykorzystać w rodzinnej, artystycznej praktyce dentystycznej. Praktykę tę prowadzę, wspólnie żoną, która nie tylko wspierała mnie w moich działaniach, ale w miarę upływu czasu zaraziła się moją pasją i przebranżowiła się z technologa żywności na higienistkę stomatologiczną. Razem więc zmagamy się z problemami dnia codziennego i wspólnie prowadzimy nasz gabinet, który jakby nie patrzeć był i jest naszym pierwszym dzieckiem 🙂
Jesteśmy wspólnie aktywnymi uczestnikami wielu szkoleń oraz konferencji stomatologicznych w Polsce i za granicą, nie rzadko w roli prelegentów. Oprócz udziału w konferencjach, aktywnie publikujemy efekty swojej pracy na forach oraz magazynach branżowych dzieląc się wiedzą i naszymi doświadczeniami z innymi lekarzami.
Od 2015 roku jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Endodontycznego i Europenian Society of Endoontology, zostałem ponadto absolwentem Curriculum Endodontycznego Polskiego Towarzystwa Endodontycznego. Endodoncja to ta dziedzina stomatologii zajmująca się leczeniem kanałowym zębów. Pacjenci często zastanawiają się kto to jest te endodonta. To właśnie jest ten dentysta z najtwardszymi pośladkami i z największa cierpliwością, który ma zacięcie do tego by zamiast usunąć Twój najbardziej zniszczony ząb, będzie walczył o to by kupić mu kolejne lata życia. Do endodonty zgłaszasz się więc najczęściej z momencie, gdy inni dentyści mówią Ci, że Twój ząb nadaje się jedynie do usunięcia, a Ty jednak starasz się pomimo wcześniejszych niedopatrzeń i zaniedbań w dbaniu o uśmiech uratować swój ząb za wszelką cenę i odroczyć widmo leczenia impvantologicznego.
Od 2017 roku jestem również członkiem Polskiego Towarzystwa Stomatologii Laserowej, która to stomatologia laserowa stała się dla mnie jednym z głównych przedmiotów zainteresowania zawodowego. W tym samym roku wprowadziłem jako pierwszy na Opolszczyźnie i jeden z pierwszych w Polsce standard leczenia stomatologicznego bez użycia wiertła Laserem zabiegowym Fotona LIghtwalker. Stomatologia laserowa otwiera przed dentystami ogrom nieskończonych możliwości, a pacjentom daje szansę na dużo bardziej skuteczne i delikatniejsze leczenie. Odpowiednio dobrane do procedur zabiegowych światło lasera pozwala zarówno opracowywać ubytki próchnicowe, jak również powadzić zabiegi chirurgiczne (dużo delikatniej, bezkrwawo i bez szycia), pozwala także poprawiać i przyspieszać gojenie, a także łagodzić pozabiegowe dolegliwości bólowe. Podążając więc za swoją nową pasją postanowiłem jako jeden z pierwszych (a konkretnie drugi, ale zarazem najmłodszy) polskich dentystów pogłębić wiedzę z zakresu stomatologii laserowej na kierunku Master Degree in Laser Dentistry na RWTH AAchen University. Przede mną jeszcze obrona pracy magisterskiej, ale zdobyta wiedza juz procentuje w naszej praktyce i służy naszym pacjentom.
Również w 2017 roku zostałem absolwentem prestiżowej Oral Surgery Academy, gdzie poszerzałem wiedzą z zakresu chirurgii stomatologicznej i implantologii od najlepszych światowych specjalistów w tej dziedzinie stomatologii. Dzięki temu jesteśmy w stanie poszerzyć usługi naszego gabinetu również dla tych pacjentów, których zębów już nawet endodonta nie jest w stanie uratować i zaproponować im najbardziej komfortowe, wygodne uzupełnienia protetyczne oparte o tytanowe wszczepy dentystyczne. Połączenie tych umiejętności z zainteresowaniem najnowszymi technologiami i oprogramowaniem komputerowym pozwoliło mi w bardzo prosty sposób wkroczyć na drogę stomatologii i implantologii cyfrowej, dzięki czemu możemy proponować naszym pacjentom oparte o implanty cyfrowo planowane pełnołukowe uzupełnienia protetyczne wykonywane nawet w jeden dzień, dzięki czemu możemy oszczędzić pacjentom użytkowanie niewygodnych zdejmowanych uzupełnień tymczasowych. Jest to ogromna przewaga protetyki cyfrowej nad ta klasyczną.
Jak jednak wiadomo, nie sama praca żyje człowiek. To samo tyczy się również dentystów, w tym mnie 🙂 W wolnym czasie, jestem miłośnikiem off-road’owej jazdy na desce snowboard’owej oraz dobrego brzmienia gitary basowej. O guście muzycznym juz wspominałem wyżej, jednak to właśnie jazda na desce snowboardowej jest tym co daje mi najwieksza wolność i szczęście. Prawda jest taka, że jeśli nie śmiercią naturalną w objęciach żony, to właśnie na desce snowboardowej mógłbym umrzeć…
Także tyle ode mnie tytułem przydługiego wstępu. Reszta na tej stronie już tylko i wyłącznie o zębach. Ale nie wszystko naraz. Sukcesywnie, co jakiś czas będę tu publikował różne dentystyczne smaczki, interesujące czasami dla dentystów, czasami dla pacjentów.
Trzymaj się ciepło!